ZAPACH I WYGLĄD:
Pachną... oj nie, poczekajcie. One odrzucają swoim zapachem starego mleka w proszku. Przez pierwsze pięć minut nie mogłam dojść do siebie i omijałam opakowanie szerokim łukiem xd, aż w końcu nadszedł ich czas. Ukazały mi się niewielkie (naprawdę myślałam, że będą większe) paluszki o uroczym pastelowo-zielonym kolorze. Niestety, i tak małe opakowanie zostało wypełnione nimi jedynie do połowy. No tak :/, zapomniałam, że ponad 8 zł to za mało, aby dostać cokolwiek wypełnione do pełna.
Zacznę od polewy, której wcale nie jest na paluszku dużo. Gładko rozpływa się w ustach, tłuściutka i praktycznie wcale nie jest słodka, co mnie bardzo zaskoczyło. Bałam się, że przez dodatek paluszka, czekolada będzie wręcz zamulająca.
Chciałabym napisać, że jest ona mleczna, waniliowa, czy coś w tym stylu, niestety jedząc ją czułam jedynie obrzydliwy posmak mleka w proszku, jakby przeterminowanego o dwa lata. Oczywiście matcha też się pojawiła. Co prawda jedynie musnęła moje podniebienie i nie wybijała się za bardzo na tle mleka w proszku, ale dawała o sobie znać. Był to delikatnie gorzkawy, liściasty smak.
Kolejnym etapem jest paluszek. Powiem szczerze: był przepyszny. Niby nic wyjątkowego, ale mnie zachwycił. W smaku- mocno maślany, kruchutki i do tego idealnie wypieczony. Naprawdę był wyjątkowy :)).
Całościowo robi się mało konkretnie. Mam na myśli to, że posmak mleka w jakimś stopniu zanika, ale też i matcha zostaje zabita przez paluszek. Zdecydowanie miałam zupełnie inne oczekiwania co do tego produktu i myślałam, że skoro jest o nich tak głośno, to wypadną lepiej a tu klapa. Cieszę się, że nie zdecydowałam się na ten wariant smakowy (może mój bananowy będzie chociaż odrobinę lepszy). Zdecydowanie nie polecam :/.
Gdzie kupiłam: Kuchnie Świata
Cena: 8,50zł (za 37g)
Ocena 4/10