Dzisiaj chciałabym zamknąć rozdział związany z lidlowskimi lodami. Smak strawberry cheesecake (sernik truskawkowy), był ostatnim w mojej zamrażalce. Przyznam szczerze, że podchodziłam do nich 2 razy. Za pierwszym zjadłam, ale szału nie było, dlatego przeleżały sobie, aż rodzice się nad nimi zlitowali. Wtedy też stwierdziłam, że może dam im jeszcze jedną szansę i powiem wam, że nie zawiodły mnie aż tak bardzo.

O konsystencji nie napiszę nic nowego: okropnie zbite, łyżeczka bardzo ucierpiała itd.
Sam smak na początku był mi bardzo znany. Do tej pory jeszcze nie trafiłam dokładnie, co mi przypominał. Na pewno, czuć było taki zamrożony serek truskawkowy, ze śmietanki, bo była ona tu mocno charakterystyczna. Co do samej truskawki, to nie był to kwaskowaty smak, a mocno słodki.
Przy kolejnym podejściu wyczułam jeszcze toffi. W zasadzie potem cały smak truskawkowego jogurtu, zmienił się w jogurt o smaku toffi. W tym momencie lody zrobiły się tak pyszne, że miałam problem z oderwaniem się od nich.

No cóż, myślę, że mogli się bardziej postarać, szczególnie z tymi ciastkami, bo w smaku, jak dla mnie, były rewelacyjne, ale ich struktura mnie mocno odrzucała. No bo kto chce jeść lody i się nimi dławić? Dziwną rzeczą była też truskawka, która przeszła reformację i zamieniła się w toffi. Co prawda taki wariant dużo bardziej mi smakował, ale jednak dziwnie.
Gdzie kupiłam: Lidl
Cena: 8,99
Ocena: 6/10
Także miłej, białej środy Wam życzę. Pa :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz