poniedziałek, 3 października 2016

GALATELLI Master of taste pretty peanut butter

Być może powinnam zacząć od czegoś bardziej klasycznego? W końcu to pierwsza notka. Może powinnam była złapać jakiegoś niebanalnego, aczkolwiek "zwykłego" batonika typu Roger? Nie jest on w końcu tak powszechnie znany ale taki... no zwykły wafelek. Tak swoją drogą to myślę, że pewnego dnia i dla niego znajdzie się miejsce na blogu. Tymczasem stwierdziłam, że na wejściu podenerwuje biednych nieszczęśników, których lidl nie rozpieszcza, lub którzy zwyczajnie zaspali. Ale ale, o czym ja tu tak rozważam? Spokojnie już odkrywam przed wami tą tajemnicę:

Myślę, że każdy słodyczożerca  z niecierpliwością wyczekuje tygodni tematycznych w Lidlu i słusznie bo bardzo często można na nich coś ciekawego upolować. Brzuszek się cieszy, portfel niekoniecznie, bo cena jest zazwyczaj zawrotna, ale co tam, raz się żyje. Ostatnio trafiłam na tydzień amerykański. Chociaż "trafiłam" to mało powiedziane, bo tyle ile się nalatałam za dzisiejszym produktem to...
A skoro tydzień amerykański to co? No lody :), o których jest w internecie dosyć głośno. Proszę Państwa oto przed wami Master of taste peanut butter.

Opinii o nich w internecie krąży masę. Zobaczymy czy mi posmakują ale to przecież masło orzechowe to jak może być inaczej?

Na wejściu muszę prosić was o wybaczenie ale nie zrobiłam zdjęcia tuż po otwarciu (musicie to zrozumieć łakomstwo wzięło górę i tak jakby ta ręka od aparatu okazała się być wolniejsza od tej z łyżeczką)
   Zacznijmy od początku:opakowanie jest urocze ale mam wrażenie, że nakrętka za łatwo odchodzi od pojemniczka (szczególnie po paru otwarciach) i boję się, że otworzy się w chłodziarce. Ogólnie pojemniczek po iluś konsumpcjach robi się taki trochę pognieciony. Moim zdaniem powinny być one sztywniejsze. Może nikt nie przewidział, że niektórzy konsumenci zachowują jeszcze zdrowy rozsądek i nie wyjedzą ich całych naraz? oj tam kij z opakowaniem skoro smakiem nadrabiają (ups spojler ale w sumie to chyba dla nikogo nie jest niespodzianką)

Lody są mocno zbite, twarde, mam wrażenie, że bardziej wodniste niż kremowe. Tak zdecydowanie, bo momentalnie topią się przy ściankach opakowania.
Zacieram łapki i próbuję pierwszą łyżeczkę (oczywiście wcześniej namęczywszy się aby takową zdobyć, ponieważ masa nie miała zamiaru odpuścić. Efekt był taki, że prawie złamałam łyżeczkę ale wygrałam tę bitwę).

  Masa lodowa jest słodka i to wyraźnie, coś na poziomie grycana. Mi odpowiada. Zaraz za słodkością pojawia się masło orzechowe i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że smakowało jak prawdziwe porządne masełko w pełnym tego słowa znaczeniu, czyli bardzo intensywnie. Co tu dużo mówić- jakbym wyjadała je prosto ze słoiczka tyle, że dosłodzone. Dodatkowo poczułam taki mocno mleczny smak. Lody same w sobie robią wrażenie i daja nam mocnego kopa ale to nie wszystko, bo kolejnym mocnym uderzeniem mają być dodatki i to przez duuuże D. Serio praktycznie co 4 łyżeczki natrafiałam na ogromne kawałeczki czekolady. Wyczuwalne było w niej kakao. Wydaje mi się, że była ona deserowa. Wewnątrz, czekoladki te skrywały masło orzechowe, tym razem niedosładzane, takie typowe jak ze słoiczka.


Podsumowując są to naprawdę dobre lody. Może mogłoby w nich być odrobinę mniej cukru ale swoją rolę spełniają: miało być orzechowo i jest orzechowo. Jedynie te czekoladki są mocno zamulające i to w takim stopniu, że po pierwszej ma się już dosyć. Nie wiem czy to przez to masło, które w stosunku do czekolady jest w o wiele większej ilości? Tak poza tym to zdecydowanie polecam!

Gdzie kupiłam: tydzień amerykański w Lidlu
Cena: 8,99zł za 500ml
Ocena: 7/10 (początkowo było 8,5/10, jednakże po wersji ciasteczkowej musiałam to zmienić)


Czekajcie na smak ciasteczkowy i sernikowy, bo te również zakupiłam :). Na razie :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz